1
Wietnam, kraj tak piękny, że nie chce się wyjeżdżać. Jeśli jest się Wietnamczykiem, nie chce się nawet wspominać o wyjeżdżaniu czy niezadowoleniu z rządu. No, może nie jest to rząd jakoś bardzo demokratyczny, może mają pewne kłopoty z prawami człowieka i trochę cenzurują internet, ale żeby narzekać w mediach społecznościowych na rząd Wietnamu? Nie wolno. Aby ustrzec obywateli Wietnamu przed popełnianiem takiego błędu, wprowadzono ostrzegawczą karę dla tych, którzy rozsiewają wrażą propagandę w mediach społecznościowych: 4740 dolarów. Według oficjalnych danych rozłożyłoby to na finansowe łopatki nawet premiera Wietnamu, ale on akurat nie będzie narzekać.
Pozostając w Azji – w Tajlandii pani premier przetrwała głosowanie nad wotum nieufności (tak jak mówiłem, surrealistyczny kabaret) a protestujący szykują się do przejęcia budynków armii. AKTUALIZACJA: kwaterę główną już zdobyli.
Azja i media społecznościowe to trudny temat. W Korei Południowej armia starała się wpłynąć na wynik wyborów za pomocą Twittera. A konkretnie – za pomocą 24 milionów postów na Twitterze.
Teraz już tylko o społecznościówkach: Nokia nie ma lekko. Nikt już nie kupuje jej produktów, więc na Twitterze nowozelandzkiego oddziału firmy pojawił się gorzki wyrzut.
Święto Dziękczynienia to najgorętszy moment w amerykańskiej przestrzeni powietrznej. Nic dziwnego, że wiele lotów jest opóźnionych. Nic dziwnego, że niektórzy pasażerowie narzekają. Tacy pasażerowie są wyjątkowo irytujący. Ale jeden człowiek sprzeciwił się terroryzowaniu całego samolotu przez sfrustrowaną opóźnieniem Diane. Człowiek bardzo kreatywny, wyjątkowo złośliwy i mający 35 tysięcy followersów na Twitterze. I było epicko.
2
Amerykanie się najedli i ruszyli na zakupy. Jak było w Walmarcie? Gorzej, niż na otwarciu nowej Biedronki. Walmart nie był zachwycony tym, że ktoś ma zamiar opublikować zapis takich scen (a było znacznie gorzej w innych sklepach firmy), . Ale sami są sobie winni – Black Friday właśnie z tego powodu wziął swoją nazwę.
Skoro w sklepie można zostać poturbowanym w kolejce, to może lepiej robić zakupy w sieci? Blair Swedeen otwiera zimny prysznic i leje nim na wszystkich wierzących bez wątpliwości w e-commerce. Bo wcale nie jest tak różowo, a prawdziwy handel jeszcze długo się nie skończy.
3
Bitcoin (tak, piszę o nim dość sporo, bo fascynuje mnie, jak bardzo nie chciało mi się kupić kilkudziesięciu BC parę lat temu a znam takiego jednego, co nieźle zarobił) jest teoretycznie walutą idealną, bo nie wymaga opłat przy wymianie, jest anonimowy (prawie) i oczywiście zarabia się na nim teraz nieprawdopodobnie. Jeszcze więcej można zarobić, łącząc BC z superszybkim Forexem. Ryzyko wzrasta wykładniczo, ale zysk również odpowiednio.
Tyle, że inwestując w BC, tak naprawdę inwestuje się w Chińczyków. Dla nich ta wirtualna waluta jest sposobem na wypranie i wytransferowanie pieniędzy poza ojczysty kraj. Każdy wzrost ceny BC oznacza, że jakiś Chińczyk ma jeszcze więcej dolarów czy euro na kupienie czegoś poza Chinami. A kupują jak oszalali.
Jednym z najlepszych na świecie źródeł wiedzy o BC jest Iza Kaminska, reporterka Financial Timesa.
Tymczasem w naszej rzeczywistości bankowej przedwczorajsze transakcje mogły kosztować dwa razy tyle, ile się spodziewaliśmy. Dlaczego nigdy nie wyciągamy karty “pomyłka banku na twoją korzyść”?
A może by tak napaść na bank? Od pomysłu do realizacji w trzy godziny.
„Banki zabijają małą przedsiębiorczość i nie mają przy tym żadnych skrupułów”. Nie u nas. W ojczyźnie przedsiębiorczości i kapitalizmu, czyli w Anglii.
4
Łapówka na poziomie 50% wszystkich pozostałych kosztów? Nawet w Rosji to dużo. Ale nie przed Olimpiadą. Te zimowe igrzyska nie dość, że odbędą się za wszelką cenę to pozwalają urzędnikom dorobić się fortun. A płacą wykonawcy. Brzmi jak budowa autostrad w Polsce.
Znicz olimpijski (który powrócił z kosmosu bez specjalnego rozgłosu) krąży po Rosji. Zdarza się, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
Połączmy jeszcze raz temat społecznościówek i Olimpiady. Okazuje się, że najwięcej zwolenników kandydatury Krakowa do organizacji Igrzysk Olimpijskich (zimowych, jakby kto pytał) jest w Egipcie.
5
Jest w słowie “miasto” coś stałego i niezmiennego (zresztą sam źródłosłów łączy “miasto” z “miejscem”, czyli niewzruszoną lokalizacją geograficzną). To może się zmienić. Miasto poruszające się na gigantycznych gąsienicach jest teoretycznie wykonalne. Równie dobrze można jednak skonstruować je na wodzie.
Takie miasto skorzystałoby na nowym japońskim wynalazku – elektrowni na Księżycu.
A zresztą co to się rozdrabniać, właśnie pojawiła się nowa lokalizacja, w której można by parę miast postawić. Zaklepuję dla siebie jeden kontynent. [włącza Cywilizację 5, znowu przegra z komputerem]
To jeszcze o kosmosie – kometa ISON miała być kometą roku i super przedstawieniem na firmamencie. Nic z tego.
A propos miast i ruchu drogowego w nich – okazuje się, że fotoradary w Warszawie spisały się na medal. Drastycznie spadła liczba kolizji w miejscach, które monitorują, radykalnie zlikwidowano (przynajmniej tam, gdzie te fotoradary stoją) wjeżdżanie na skrzyżowania na czerwonym świetle. Jest znacznie lepiej – więc i fotoradarów będzie znacznie więcej.
Może to zresztą i lepiej, bo te nowoczesne samochody panie to chłam tylko i sama elektronika. Takie BMW i3, które ma być rewolucją wśród samochodów elektrycznych (niektórzy mówią, że jest) dostało po testach zderzeniowych tylko cztery gwiazdki EuroNCAP. 4 na 5 to nie jest “dobrze”. To jest fatalnie.
6
Pieniądze szczęścia nie dają, a przynajmniej można określić od jakiego dochodu nie dają już więcej szczęścia – dowodzą naukowcy. Co z tego, nadal chcę mieć Bitcoiny.
Naukowcy stwierdzili również, że alkohol nie rujnuje związków. Tak długo, jak obie strony piją w miarę równo. Z braku pieniędzy, co im pozostało?
7
Gdy w 2008 roku rozpoczynał się pierwszy sezon “Breaking Bad”, pewien producent metamfetamimy w Arizonie rozkręcał wyjątkowo dochodowy interes. Nazywał się Walter White. Ten Walter White.
W Tesco sprzedają już choinki (najwyższa pora, przecież listopad ku końcowi). Ale kupowanie sztucznej choinki ze względów ekologicznych okazuje się mało sensowne.
Z góry przepraszam, ale gdy zauważyłem ten artykuł, nie mogłem powstrzymać się od skojarzenia z tym zdjęciem.
Musiałem je oczywiście wyguglać. Gdybym miał Google Glass, powiedziałbym “OK, Glass…” i już (co prawda – mogę powiedzieć do wyszukiwarki, ale umówmy się – to nie to samo). Tyle, że gdybym miał Google Glass, nie mógłbym przebywać w miejscach publicznych, bo uznaje się, że Glass łamią reguły savoir-vivre.
A Holandia uznała, że Google łamie reguły obowiązujące w Holandii.
Życzę Wam miłego weekendu z dala od komputera. Ja tak zrobię.