1
Wszyscy, ale to dosłownie wszyscy, zapieli z zachwytu nad wynikami testu PISA. Amerykanów po prostu zmiażdżyliśmy. Ojców (i matek) sukcesu wskazywano wielu: od autorów strukturalnej reformy wprowadzającej gimnazja, po tysiące anonimowych nauczycieli, którzy zajmują się trudną sztuką uczenia cudzych dzieci. Paru rzeczy jednak nie powiedziano. Po pierwsze: polskie programy nauczania matematyki (która jest główną składową testów PISA) są wyśrubowane do granic możliwości – zadania, które musi umieć polski gimnazjalista, w innych krajach robi się dopiero na maturze. A po drugie: dzieci wcale nie uczą się tej matematyki w szkole. Polacy wydają mnóstwo pieniędzy na korepetycje – to wysiłek rodziny umożliwia piętnastolatkowi osiągnięcie wyników PISA, które satysfakcjonują premiera i panią minister.
W entuzjazmie po ogłoszeniu wyników testu, wyliczeniach jak to się opłaca i jak gospodarka na tym zyska jest jeszcze jedna sprawa, którą przemilczano całkowicie w kontekście odtrąbionego i przeliczonego na PKB sukcesu. Otóż istnieje określona relacja między wynikami PISA a odpowiedzią dzieci na pytanie czy czują się szczęśliwe w szkole. Wprawdzie premiera czy ministrów zupełnie to nie interesuje, ale możecie świało zgadywać, na którym miejscu w rankingu szczęścia dzieci jest Polska.
A poza tym ranking ma kilka wad metodycznych (tak, mnie uczyli w szkole żeby nie mylić metodyki z metodologią) – na przykład pozwala Chińczykom oszukiwać ile się da.
2
Zapewne czytasz Stan Świata, bo dowiedziałeś się o nim z Twittera albo Facebooka. Jeśli tak, to zmień hasło. Wprawdzie szansa, że na ciebie trafiło jest niewielka, ale dwa miliony haseł, które wyciekły z tych serwisów oraz Gmaila, to niemało.
Zwykle hasła wyciekają przez jakiś trywialny do poprawienia błąd, którego można było uniknąć za kilka centów czy minut poświęconych na udoskonalenie produktu. Ale producentom się nie chce. Ostatni przykład to Parrot Drone. Jest sterowany przez wifi,więc porwanie go nie stanowi jakiegokolwiek problemu. Przyjmie on komendy od każdego, kto wyśle mu niezaszyfrowaną informację “to ja jestem twoim właścicielem”.
3
Jeśli użytkownik mediów społecznościowych (taki, dla którego mają one jakieś znaczenie, czyli wypowiadający się) dostaje list z sądu, to znaczy, że sprawy potoczyły się już bardzo daleko i są kłopoty. A w te kłopoty bardzo łatwo się wpędzić – wystarczy uważać, że to co publikuje się na Twitterze czy Facebooku to “prywatna opinia”. W Anglii i Walii zbyt daleko idące komentowanie postępowania sądowego w mediach społecznościowych może być i będzie uznawane za obrazę sądu. Dokładnie tak samo jak w prasie. Dobrze, że u nas nikt się tym nie zajmuje, bo po Święcie Niepodległości posłowie na Twitterze nie mieliby co robić.
W ogóle trzeba uważać w Internecie. Zły zakup online może prowadzić do jeszcze gorszych konsekwencji. Sądowych.
4
ONR nie ma dobrej prasy. Hajlujący młodzieńcy w brunatnych koszulach nie zauważyli do tej pory, że ich gesty zamawiania piwa dość słabo wpisują się w polską martyrologię a wzywaniem do zamykania imigrantów w gettach nie nawiązują do tradycji najbardziej tolerancyjnego kraju w Europie (tak, takim była Polska do rozbiorów). Ale coś się zmieniło: „W społecznej świadomości istnieją pewne elementy, które w dzisiejszych czasach jednoznacznie odwołują się do narodowego socjalizmu. I tak jak dziś nie traktuje się swastyki jako hinduskiego symbolu szczęścia, tak samo salut rzymski, mimo naszej wiedzy, czym on jest, nie jest akceptowalny. Podobna sytuacja występuje w sprawie umundurowania, które teoretycznie nawiązuje do przedwojennego ONR-u, jednak w dzisiejszej rzeczywistości bardziej przypomina SA” – to słowa koordynatora brygady opolskiej ONR. Zaskakująco rozsądne. Co na to ONR? Niezaskakująco nierozsądnie uważa, że kto nie hajluje i nie czerpie z niemieckich nacjonalistycznych wzorców sprzed II wojny, ten jest zdrajcą.
Mocno zmaskulinizowane ruchy nacjonalistyczne były od zawsze kuszącym miejscem dla homoseksualistów. Choć niemieccy faszyści zgotowali gejom hekatombę, to kilku najważniejszych dowódców nawet nie kryło się ze swoją orientacją, promując i awansując swoich gejowskich bojowników-przyjaciół. W SA Ernsta Röhma, do którego stylistyki tak głęboko odwołuje się ONR, kto nie był homo, ten nie miał szans na awans w hierarchii. Taki sam stosunek do gejów mają ruchy nacjonalistyczne na całym świecie. I wszystkie tak samo wypierają rzeczywistość – na przykład wtedy, gdy okazuje się że najsłynniejszy skinhead Wielkiej Brytanii też był gejem.
Nie wszyscy jednak faszyści są tacy. Niektórzy kochali również kobiety, a relacje z nimi bywały śmiertelnie skomplikowane.
5
Pozostając w Anglii – w kraju szczęścia, dobrobytu i zmywaka ma być jeszcze lepiej. Ogłosi to dzisiaj kanclerz skarbu. Nie wiadomo jeszcze tylko, w którym miejscu przemówienia przemyci jeden detal – wiek emerytalny w UK zostanie podniesiony.
Trzeba jednak spieszyć się kochać Anglię. Po kawałeczku robi ona wszystko, żeby w końcu się z tej Unii Europejskiej ewakuować.
6
W przetykanej mniejszymi bądź większymi skandalami historii projektowania, zezwalania na budowę, budowania (no, nawet jeśli to tylko było kopanie małego dołka), wstrzymywania budowy, cofania pozwolenia na budowę budynku na skrzyżowaniu ulic Senatorskiej i Podwale w Warszawie (tego “biurowca” który miał “zniszczyć perspektywę” i będąc poza strefą ochrony UNESCO spowodować wykreślenie starego miasta z listy UNESCO) pojawiło się światło w tunelu. Wojewoda uznał, że cofanie pozwolenia na budowę nie było uzasadnione i można budować.
A podczas budowy jak to zwykle podczas budowy: coś zginie, coś się zapodzieje, coś się wyniesie przypadkiem i nie będzie sensu z tym wracać… Nie, nie u nas. W Kalifornii. A dokładniej – na budowie ultranowoczesnego, futurystycznego kampusu Apple’a.
7
Konkurencja Apple tymczasem nie śpi (bo wymyśla plany jak zaiwanić jeszcze kilka rur z budowy). Parę dni temu pisałem o Sony i jego “inteligentnej peruce”. Microsoft poszedł o krok dalej. Ba, o całą milę dalej. I patentuje właśnie inteligentny biustonosz.
A propos Apple – jeśli macie pracę pozwalającą na częste podróże oraz smykałkę do handlu, oto pomocna mapka, która pokazuje gdzie najlepiej jest kupować, a gdzie (z zyskiem) sprzedawać iPhone 5s.
Z powyższej mapki wynika, że jeśli chodzi o kupowanie, to w Ameryce jest tanio. Być może niedługo będzie można tanio kupić sobie tam jakiegoś van Gogha czy innego Cézanne’a. Choć nie ma to żadnego finansowego sensu i nie skróci cierpień zbankrutowanego właśnie Detroit, kolekcja sztuki z Detroit Institute of Arts może pójść pod młotek.
Detroit to samochody, samochodem nie można jeździć bez prawa jazdy, a żeby je zrobić trzeba iść na kurs. Ważne, żeby wybrać kurs w firmie, której właściciel nie stracił właśnie uprawnień do szkolenia za jazdę po pijaku. Bo wtedy kursu się nie odbyło i prawa jazdy się nie ma. Nawet po kilku latach bezwypadkowej jazdy.
A może lepiej w ogóle tego prawa jazdy nie robić? Na rowerze jest zdrowiej i ekologiczniej. Z tym, że zdrowiej tylko pod warunkiem, że nie jeździ się tak, bo to nie wygląda na zdrowe. Byłem w tym miejscu parę razy i boję się tam jechać tak szybko nawet samochodem.
Paweł Dmitriczenko, solista baletu Bolszoj, dostał 6 lat za zlecenie ataku na swojego szefa, Siergieja Filina. Wynajęty bandzior miał Filina tylko poturbować, ale wykazał się inwencją i chlusnął mu w twarz kwasem. Muszę zasugerować prowadzącym zajęcia z baletu na które chodzi moja córka, żeby dołączyć do programu elementy samoobrony i walk wschodu.
Możesz się podzielić Stanem Świata z innymi – będziecie mieli więcej wspólnych tematów!