Kiedy nas nie było zdarzyło się parę ciekawych rzeczy. Większością z nich nie będziemy się zajmować.
1. Koniaczek już się w lodóweczce chłodzi
W atmosferze podgrzanej do czerwoności przez sylwestrowe imprezy na otwartym powietrzu życzyliście sobie wszystkiego najlepszego i wznieśliście toast jakimś winem z bąbelkami. Istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że nie był to szampan – szampanem jest tylko wino musujące wytworzone z gron rosnących w regionie Szampanii. Bo na szampana nas, Europejczyków, już powoli nie stać (na szczęście stać na prosecco, które jest second best).
Dzięki miłościwie troszczącej się o nasze zdrowie Unii Europejskiej być może żadne pieniądze nie pozwolą nam już wkrótce zjeść pysznych ciasteczek cynamonowych. I w ogóle nic z cynamonem. Duńscy cukiernicy (a w ślad za nimi skandynawscy, bo to przysmak całego subkontynentu) dostali szału. Jeśli się okaże, że zabronią cynamonu, trzeba będzie przenieść się do Norwegii.
A propos ciastek: w Timbuktu ciasteczko kosztuje równowartość 60 centów amerykańskich. Skąd o tym wiem? Z jakiejś gigantycznej porównywarki cen? Nie. To Al-Kaida notuje z perwersyjną dokładnością wszystkie swoje wydatki.
2. Co nam zostało po 2013?
Osobiście uważam, że niewiele. Właściwie, to co roku będzie nam zostawać coraz mniej. 2013 odarł nas z resztek złudzeń, że mamy jakąś prywatność – tajemnicę korespondencji i takie tam detale. Mam jednak nadzieję, że coraz mniej będzie wiralowego kontentu. Tych pozbawionych znaczenia pierdołów, które błagają, grożą i żądają, żebyśmy je kliknęli, tych treści przeżutych, wyplutych i ponownie spakowanych w opakowanie o wrzeszczącym kolorze. Dlatego podpisuję się oboma rękami pod manifestem Cody’ego Johnstona (swoją drogą, zabawny jest ten tekst do łez).
Tandeta dotyka internet w stopniu chyba nawet wyższym, niż polską reklamę zewnętrzną, ale w krajach o wyższym stopniu rozwoju tandeta najwyższej próby trafia na wyższe uczelnie. To, co się wtedy tam dzieje, powoduje że polskie “hodowle magistrów” wyglądają przy tym jak nobilwe almae matris z najlepszej części epoki Oświecenia. Łagodny tytuł z Atlantica o “Walmartach wyższego wykształcenia” jest zbyt łagodny: kto widział „Food, Inc.” powinien wyobrazić sobie z grubsza, jak wygląda dobrze działająca amerykańska wyższa uczelnia, która odnalazła się w XXI wieku.
A propos Walmartu – ciekawy wpis o tym, jaka technologia stoi za pracownikami Walmartu w Stanach. No i na dobicie dam jeszcze coś o polskim odpowiedniku Walmartu, czyli o Biedronce: czy wiecie, że dzięki możliwości płacenia telefonem w Biedronce, rynek płatności mobilnych w Polsce powiększył się w ciągu dwóch miesięcy trzykrotnie? A dokładniej: raz na trzy dni w którejś z “Biedronek” jeden klient płaci telefonem.
3. Z wokandy
Podwójnie ciekawe informacje ze Skandynawii. Copenhagen Post donosi, że obrońcy Gottfrida Svarholma Warga (nazwisko nic wam nie powie, ale to jedyny z twórców The Pirate Bay, który ma prawdziwe problemy z wymiarem sprawiedliwości) rozpoczęli kampanię, która ma uświadomić że Warg (zero ofiar śmiertelnych) traktowany jest w Danii gorzej, niż w niedalekiej Norwegii Anders Breivik (77 ofiar). Warg jest przetrzymywany w izolatce, nie ma dostępu do książek ani materiałów do pisania. Breivik ma dwupokojową celę, studiuje korespondencyjnie na uniwersytecie w Oslo i pisze książkę. Oczywiście porównywanie dwóch systemów penitencjarnych w dwóch różnych krajach (z czego jeden – Dania – jest członkiem UE) nie ma za bardzo sensu, ale robi wrażenie. Ta druga ciekawa rzecz, to petycja na rzecz Warga, którą mogą podpisywać jego zwolennicy. I tu zaskoczenie: jest ich raptem 1150. Na thepiratebay.se zarejestrowano 6,5 miliona użytkowników.
Jedną z podstawowych lektur internetowego anarchisty (tak jak i wcześniejszego anarchisty powielaczowego, a wcześniej anarchisty tradycji mówionej) jest książka “The Anarchist Cookbook” – podręcznik walki (łącznie z konstrukcją koktajli Mołotowa i bomb) anarchistycznej, którego pierwsze wydanie ukazało się w 1969 roku. Jego autor, William Powell, zrzekł się do niej wszelkich praw (no, w końcu anarchista) autorskich. Dziś jednak żąda, żeby ten głupi i bezsensowny wybryk młodości usunąć ze sprzedaży i bibliotek.
A co u Snowdena? Nadal w Moskwie. Dziennikarze, którzy słusznie kalkulują, że lepiej dla ich gazet i magazynów, żeby Snowden mógł dalej mówić, proszą dlań o łaskę.
4. Taka niesamowitość. Tyle historii.
Nie można nie znać doge’a. Niegramatyczny pies rasy shiba był niekwestionowanym królem memów 2013 roku. Ale zupełnie nie taki cel miała Atsuko Sato, gdy wrzuciła do internetu kilka zdjęć psa, którego uratowała przed śmiercią zabierając go z likwidowanego schroniska. Ona chciała tylko pokazać światu, że ma fajnego i miłego psa.
A wiecie, że psy są znacznie bliższe wilkom niż się nam do tej pory wydawało?
5. Świat, dziś.
Nawet wyborcza.pl (której nie ma sensu tutaj cytować) pilnie przepisała to, co ciekawego na temat roku 2014 miał do powiedzenia New York Timesowi Isaac Asimov. Oczywiście cały wic polega na tym, że Asimov opowiedział to 50 lat temu. I za bardzo się nie pomylił. I zamiast dowiadywać się, co generator contentu z szesnastego biurka w piątym rzędzie na trzecim piętrze firmy medialnej zrozumiał z obcojęzycznego artykułu, najlepiej wyjdziecie na przeczytaniu eseju Asimova całkowicie samodzielnie.
Jeśli zachodzicie w głowę “kto to taki ten Asimov?” (o, wstydzie!) to tytuł “Ja, robot” powinien wam coś rozjaśnić. Will Smith. Ten raper. Auta Lexusa. Czaisz, yo?
6. Biedne dzieci.
To ostatnie okruszki z wyjątkowo dobrze zastawionego na święta stołu “najlepsze w 2013 roku”. Tym razem smutkach dzieciństwa. Rolling Stone pisze o dwójce najbiedniejszych spośród obrzydliwie bogatych dzieci świata. New York Times – o 30 tysiącach bezdomnych dzieci z Nowego Jorku.
7. Bez ładu i składu
Zarabiacie przez internet. Macie kilka dużych serwisów tematycznych, utrzymujecie obecność w społecznościówce, nie stronicie od branżowych spotkań. I nagle zaufany asystent zabiera wasze pieniądze, kasuje zawartość serwerów, usuwa zdjęcia z instagramu i wpisy z twittera, po czym znika. Okazuje się, że nie znasz jego prawdziwego nazwiska ani adresu. Katastrofa? Nie dla Jenny Jameson. Tak, dla TEJ Jenny, która jest gwiazdą porno. Jenna jednak jest sprytna i wie, że legion jej najwierniejszych fanów klika na 4chanie. Więc wchodzi na to najbardziej wredne forum na świecie i prosi o pomoc. Po krótkim uwierzytelnieniu, na podstawie jednego zdjęcia byłego asystenta, 4chan daje Jennie oszusta na talerzu – imię, nazwisko, numer ubezpieczenia, wykorzystanie linii kredytowej w banku. Jenna daje więc 4chanowi to, co 4chan chciał. Tutaj raport z tego wydarzenia, które w całości odbyło się na forum internetowym. Zdjęcia są raczej nie dla dzieci.
A propos zdjęć i celebrytek (względnie modelek). Proceder poprawiania modelek w Photoshopie jest powszechnie znany. Mniej znany jest fakt, że modelki są tak chude, że trzeba je poprawiać żeby wyglądały na lepiej dożywione.
Jeśli widzieliście w życiu Excela więcej niż trzy razy, znacie format .csv – czyli wartości oddzielonych przecinkami. W ten sposób najłatwiej jest przenosić dane między systemami, które nie potrafią ze sobą rozmawiać. W pierwszym wierszu piszecie opis danych (imię,nazwisko,ulica,telefon) a w kolejnych – dane właściwe (Jan,Kowalski,Marszałkowska,228123456). Sprawa wydaje się banalna, ale na temat .csv organizuje się międzynarodowe konferencje. A tak wygląda ich strona internetowa.
Na opady śniegu się nie zanosi. Ale – to moje ogłoszenie własne w służbie publicznej – jeśli zaskoczy was śnieg, lód i wiatr, zawsze należy mieć pod ręką monocykl i parasol, które pewnie przeprowadzą nas w śnieżnej burzy.
Podziel się Stanem Świata ze znajomymi, a dobra karma będzie ci służyć przez cały 2014 rok!