1
Z okazji dnia Guya Fawkesa Anonymous ruszyli wczoraj na swój marsz w dziesiątkach miast świata. Jednym z nich była Łódź, w której jednak nie wszystko poszło tak, jakby to sobie Anonimowi wyobrażali. Oficjalnym hashtagiem wczorajszego marszu na Twitterze był #MillionMaskMarch. Gdy spojrzeć na wyniki wyszukiwania tego taga, zauważymy tylko dwa duże media, które się nim posługują: Guardiana i putinowską telewizję Russia Today. Żeby wyciągnąć z tego wnioski brakuje tylko jednego elementu: Edwarda Snowdena.
2
Polska nie ma doświadczeń z zamachami bombowymi. Tym bardziej powinna nas cieszyć sprawność, z jaką ABW zlokalizowała i udaremniła wysiłki doktora Brunona K. Zanim zaczął na serio zajmować się tworzeniem swojej grupy terrorystycznej, ABW odbyła z nim nawet rozmowę dyscyplinującą. O ile pamiętam z przedszkola i podstawówki, rozmowy dyscyplinujące miały zawsze jeden efekt – rozrabialiśmy jeszcze więcej. Nikt nie przeprowadził rozmowy dyscyplinującej z Timothym McVeigh’iem, który 19 kwietnia 1995 roku zaparkował przed budynkiem Alfreda P. Murraha w Oklahoma City ciężarówkę z 2300 kg materiału wybuchowego stworzonego z nawozu i wybielacza. Rezultatem tego zamachu było 168 ofiar śmiertelnych. Udał się, bo Tim McVeigh był znakomitym żołnierzem chwalonym przez swoich dowódców.
3
Nie obroni nas przed bombiarzami, ale przed rakietą z Iranu – tak. Mowa o systemie rakietowym Patriot firmy Raytheon. Jeśli korzystacie często z Twittera, zapewne widzicie, jak wiele sponsorowanych tweetów Raytheona trafia do Polski. Jeśli czytacie prasę, widzicie reklamy i wywiady, które mają przyzwyczaić nas do myśli, że Patriot jest dla nas najlepszym rozwiązaniem obronnym (podobno informację o rezygnacji z tarczy antyrakietowej Amerykanie przekazali premierowi Tuskowi przez telefon. Ciekawe, w którą rozmowę ze Schetyną się włączyli). Po wojnie w Zatoce Patriot jest owiany legendą skuteczności. Słowo – klucz: legenda.
Być może aktywność Raytheona w mediach społecznościowych nie jest przypadkiem i PR-owym zagraniem. Najnowszy projekt firmy to oprogramowanie inwigilujące użytkowników społecznościówek.
4
Swoje rakiety maja również Indie, ale wycelowały je w Marsa i wysłały na jego orbitę własnego satelitę. Dotrze na miejsce za 10 miesięcy. Zupełnie nie doceniamy Indii, które nawet w 1975 były daleko za nami jeśli chodzi o jakość życia, ale już wysyłały swoje pierwsze samodzielnie skonstruowane satelity na orbitę. Dziś potrafią nie tylko wysłać próbnik na Marsa, ale również nadgonić dystans cywilizacyjny w tempie, które dla nas jest zupełnie nieosiągalne. Gdy do wyścigu o podbój kosmosu stają coraz nowsi konkurenci, perspektywa podróży międzyplanetarnych nagle staje się czymś zupełnie realnym – tym bardziej, że w samej naszej galaktyce jest prawie 9 miliardów miejsc, w które moglibyśmy się wybrać. A najbliższe o raptem 12 lat świetlnych stąd.
5
Koncepcja podróży gdzieś dalej może się spodobać tym, którzy uważają że ta planeta ma dość. Pozostali po prostu pozachwycają się zdjęciami z kolejnej eurpcji Etny sprzed tygodnia. Potem rzucą okiem na fotografie z Mount Sinabung z przedwczoraj. A potem mogą już zacząć panikować. Powodów do paniki może być zresztą więcej. National Geographic pokazuje na mapach świata, jak będzie wyglądać planeta, gdy już stopi się cały lód a średnia temperatura będzie wynosić 26 stopni Celsjusza. Prawdę mówiąc, odpowiada mi koncepcja takiej temperatury i archipelagu wysp w zachodniej Polsce zamiast nudnej Pradoliny Warszawsko-Berlińskiej. Ale to dopiero za 5000 lat.
6
A skoro już wspomnieliśmy wcześniej o mediach społecznościowych: król umarł, niech żyje królowa. Katy Perry oficjalnie wyprzedziła Justina Biebera i ma teraz 46,55 miliona followersów na Twitterze oraz 59,27 miliona lajkersów na Facebooku. Piękny Justin odpowiednio 46,52 miliona i 57,28 miliona. Być może zbyt późno wyciągnął wnioski z faktu, że dla wielu nastolatków Facebook jest już passé. Dla mnie ani Justin ani Katy nie mają szansy być passé, bo ominąłem ich jak najszerszym łukiem. Justin Biber nie ma ostatnio zbyt dobrej passy. Najpierw sfotografowano go, jak opuszcza (podobno jeden z najlepszych) domów publicznych w Rio de Janeiro. Wygląda na to, że doszło tam również do opuszczania spodni, bo młody Kanadyjczyk ma już za sobą takie przygody i najwidoczniej gustuje w dziewczynach o latynoskiej urodzie. Ale tego, że zabrał ze sobą dziesięć dziewczyn do hotelu, Brazylijczycy mu nie wybaczyli. A powinien był uczyć się od najlepszych.
7
Heineken kończy sponsorować Open’era. Nazwa piwa stopniowo znikała z przekazu marketingowego największej w Polsce płatnej imprezy tego typu, co przy tak ogromnym przedsięwzięciu może dziwić – w końcu zwykle przy takich okazjach są umowy i konkretne oczekiwania odnośnie tzw. “wskazań sponsorskich”. Ci, którzy jechali na Openera po tanie piwo nie muszą się martwić – nadal będzie dostępny na nim Heineken. Ci, którzy jechali słuchać muzyki też nie będą niezadowoleni – festiwal będzie dalej się odbywać. Ci, którzy nigdy nie byli, mogą zobaczyć jak taka impreza wygląda. Zdjęcia z celebrytami możecie pominąć.
Całkowicie nie rozumiem zachwytu nad “Google Helpouts” – czyli płatnymi videochatami z ekspertami. Nie ma w tym nic odkrywczego – płatne video na żywo inne branże odkryły już dawno temu, można (za darmo) uczyć się przez Skype języków, a jedyne co Google do tego dorzuca, to proste połączenie płatności przez Google Wallet z niewymagającą oprogramowania technologią telekonferencji Google Hangouts. Użyłem kiedyś Google Hangouts: 80 procent czasu trwania telekonferencji zajmowaliśmy się jej ustawianiem i wzajemnym zapraszaniem do telekonferencji. Ach, Google może jeszcze wpłynąć na to, kogo wybierzemy jako mentora – za pomocą swoich wyników wyszukiwania.